
Kiedy byłem chłopcem, rodzice zmuszali mnie do chodzenia do kościoła w każdą niedzielę rano. Nie miałem na to ochoty. Nabożeństwo wydawało mi się nudne i nie mogłem się doczekać, aż się skończy, żebym mógł iść się pobawić. Ale jeszcze gorsze od niedzielnego nabożeństwa były cotygodniowe lekcje katechizmu, które odbywały się w sobotę rano. To było coś, czego jako dziecko nie lubiłem najbardziej. Musiałem przejść przez klasę komunikantów, a następnie przeszedłem do klasy katechizmu, gdzie wraz z kilkoma innymi chłopcami i dziewczętami musiałem nauczyć się na pamięć Małego Katechizmu Westminsterskiego. Znosiłem to wszystko tylko po to, by zostać członkiem kościoła i ukończyć kurs, tak, żeby moi rodzice byli zadowoleni. Nawróciłem się dopiero kilka lat później.