Z Karoliną Kuszlewicz, adwokatką zwierząt, usiedliśmy nad pełną wody Wisłą aby porozmawiać o międzygatunkowej miłości, towarzyszeniu w odchodzeniu i doświadczeniu żałoby. Później rozmawialiśmy także o wielkich zwycięstwach w imieniu małych skrawków przyrody ale to było dopiero wtedy, kiedy poczuliśmy, że duch Zi odszedł z lisicą do Prastarego Lasu na wydmach.
Karolina zaprowadziła mnie tam gdzie przez lata chodziła z Zirką - do wiślanego łęgu na Żoliborzu. Usiedliśmy blisko brzegu. Z lewej strony huczało miasto. Z prawej dziko szumiała rzeka. Mokre drewno i wiatr nie pozwoliły rozpalić ognia więc opowieść popłynęła w ciemności. Od czasu do czasu przerywały ją bobry, które nic sobie nie robiły z rwącej wody i coraz niższej temperatury.
Karolina opowiadała o dobrym życiu Zirki, najbliższej Istoty, z którą dzieliła codzienność przez 18 lat. Mówiła o tym, że życie razem to nie tylko beztroskie chwile ale także towarzyszenie w odchodzeniu, kiedy przyszedł czas choroby. I że kiedy Zi odeszła, to przyjęła żałobę taką jaka była, z ciekawością a nie lękiem. I okazało się, że - mimo oczywistego smutku i łez - mrok żałoby był zaskakująco pełny życia i nowych doświadczeń. Trzeba było tylko pozwolić życiu działać i wykonywać pracę którą po prostu miało wykonać. Bez pośpiechu, ponaglania i ulegania presji otoczenia. W ciszy, dzikości, byciu w życiu takim, jakie jest. Choć opowieść o Zi jest bardzo intymna i osobista, to jednocześnie jest głęboko uniwersalna. Myślę o tym, jak bardzo dziś takich opowieści potrzebujemy. Dla mnie ta opowieść jest też o nadziei, która nie jest optymistycznym „będzie dobrze” ale jest stanem umysłu, który pozwala nam działać nawet wtedy, kiedy nie ma żadnych szans na powodzenie. I tak się stało w przypadku Lasu w Sieradzu, który rok temu miał zostać rozjechany przez koparki i zabetonowany. Dziś dalej szumi i jest schronieniem dla ptaków i innych zwierząt. Prymitywna buta urzędników trafiła na paragrafy przeplatane miłością, nadzieją i wrażliwością.
Szukacie inspiracji do tego jak żyć i działać dla Przyrody?
To nie jest poradnik dla tych, którzy czytają tylko nagłówki i szukają szybkich recept.
To jest głos dla tych, które i którzy naprawdę chcą usłyszeć.
Chodźcie. Przysiądźcie się do nas w wietrze i szumie rzeki.
Konteksty i inspiracje dodatkowe:
Opowiadam o tym, co jest najważniejsze, jeśli chcecie bronić „swojego” skrawka Przyrody.
Fundamentem są trzy sprawy: lokalność, opowieść i wspólnota. Ważna jest też nadzieja ale NIE rozumiana jako optymizm w działaniu, który szybko wyparowuje w obliczu trudności, ALE NADZIEJA jako postawa życiowa, która oznacza, że robię to, czego nie można nie zrobić.
Lokalną przyrodę można ochronić, tylko jeśli zaangażuje się w to lokalna społeczność. Tylko lokalna społeczność może wypowiedzieć się czego chce a czego nie chce w sprawie ochrony miejsca w którym żyje. Nikt „z zewnątrz” nie ma ani takiej mocy ani legitymacji do działania.
Z kolei nadawanie imion czy nazw drzewom, rzekom i innym miejscom, które chcemy ochronić buduje tożsamość i więź. Tożsamość miejsca jest wilgotną kieszonką oporu w której tworzą się porosty znaczeń. Na ich kanwie mogą powstać opowieści. To, co nazwane - trudniej zniszczyć. To, co opowiedziane - trudniej wymazać z pamięci. Wokół opowieści gromadzi się wspólnota. Wspólnota tworzy więzi i ma moc wywierania wpływu i oporu.
Ta opowieść, to jest też hołd i podziękowanie dla tych, którzy walczą w beznadziejnych walkach o mniejsze i większe skrawki przyrody.
Nie wyczerpuję tematu i myślę że będzie kontynuacja.
Gdzie szukać więcej inspiracji? Do kogo się zwrócić? Polecam te i tych, z którymi sprawdziłem się w działaniu i na których mogę polegać:
Usiedliśmy z dr Magdą Budziszewską nad rozlewiskiem jednej z ostatnich dzikich rzek Mazowsza aby porozmawiać o tym, jak opowiadać o zmianie klimatu bez doprawiania jej męczącej otoczki ideologicznej ale skończyliśmy na elfach, Ursuli LeGuin oraz afrofuturyźmie.
Krążyliśmy wokół tematu żałoby, starzenia się oraz towarzyszenia w odchodzeniu oraz tego jak te procesy mogą nas uczynić lepszymi ludźmi. Bo okazuje się, że Ci którzy już przeżyli koniec świata patrzą w przyszłość dużo śmielej i optymistycznie niż my, którzy na niego czekamy.
A wszystko to okraszone wspaniałymi dźwiękami żyjącej rzeki: szumem wody spadającej z tam bobrowych, gwizdami zimorodków i szumem jesiennego wiatru w koronach złotych buków. Dosiądźcie się. Zapraszamy.
O mojej gościni:
dr Magdalena Budziszewska naukowo zajmuje się analizą narracji, metodami jakościowymi w psychologii, emocjami, tożsamością i rozwojem w biegu życia. Prowadziła badania m.in. z zakresu psychologii rodzin, tożsamości społecznej, psychologii szkolnej i edukacji ekologicznej. Pracowała także, jako praktyk, psychoterapeutka i psycholog szkolny z dziećmi i młodzieżą. Współzałożycielka inicjatywy UW dla Klimatu. Współredaktorka podręcznika do edukacji klimatycznej: Klimatyczne ABC. Interdyscyplinarne podstawy współczesnej wiedzy o zmianie klimatu. Obecnie zajmuje się także emocjami, jakie czują ludzie wobec zmiany klimatu, lękiem i depresją klimatyczną oraz psychologią działania na rzecz ochrony klimatu i środowiska naturalnego. Miłośniczka gór i wszystkiego dzikiego.
Polecane lektury:
W tym odcinku zabieram Was do Środkowej Doliny rzeki Małej, gdzie rzeki nie ma. Zniknęła i znika coraz bardziej, w miarę jak jej dolina zarasta sucholubną roślinnością a torfowiska wysychają. Idąc dnem rzeki tłumaczę dlaczego tak się dzieje, skąd bierze się rzeka i dlaczego mimo, że odludzka zmiana klimatu powoduje, że pada więcej deszczu to mamy coraz głębszą suszę. Na koniec rozważam też świat, w którym ekrany, maszyny i technologia oddzielają nas zupełnie od Przyrody. Trochę zajawiam tym kolejny odcinek ale ciekaw też jestem Waszych refleksji po przesłuchaniu.
Lektury do przeczytania:
- Magda Bigaj, Twój telefon, Twoje zasady, wyd WAB 2025
- Byung-Chul Han, Duch nadziei, wyd Krytyka Polityczna 2025
- felietony Magdy Bigaj w Magazynie Pismo
To jest poranek w bocznej uliczce mojego miasta, gdzie wszyscy się znają. Gdzie w dźwiękach poranka przeplatają się ludzkie i nie-ludzkie. Są tu miejsca, gdzie człowiek zrobił pół kroku wstecz i oddał kawałek ogrodu ptakom i innym istotom. Szczekają psy, sąsiedzi się pozdrawiają. Jadą samochody, kłócą się szpaki. Otwierają się bramy i wiewiórki rzucają orzechami. Wszystko to tworzy lokalny krajobraz dzwiękowy.
Wyjeżdżam stąd coraz mniej chętnie i coraz rzadziej. Coraz trudniej mi zostawić te miejsca, które dla mnie są całym światem. Coraz mniej potrzebuję świata który wydaje się coraz bardziej oddalać od człowieka, staje się coraz mniej ludzki a coraz bardziej betonowo-cyfrowy. A ja czuję, że też żywy - także w sensie ludzkim świat, jest tu - obok, za rogiem. Idźcie zobaczyć bo może dawno tam nie byłyście, nie byliście.
Publikuję ten odcinek w czasie, kiedy sam jestem daleko od domu. Kilka dni spędzę w naprawdę wielkim mieście, gdzie trudno znaleźć nawet dziko rosnący mech. W betonowej, wielonarodowej dżungli napędzanej kapitalizmem. Mimo, że jestem tu tylko na kilka dni to już tęsknie za bosymi stopami marznącymi na trawie, za czerwonym z jesieni drzewami, za sprzeczkami szpaków i połajankami srok i sójek.
Rozmyślam w Słuchowisku o tym, że coś co dziś nazywamy „podróżowaniem”, jest już tylko przemieszczaniem się z miejsca w miejsca aby zrobić zdjęcie tam gdzie milion innych instagramerów. Nikogo to nie kształci, nikogo nie rozwija. Jest zwykłym kolekcjonerstwem i kolejnym sposobem na konsumpcję i pokazywanie i produkowanie siebie samego na ekranowych mediach.
Rozważam także myśl, że dzikość to stan umysłu. Jeśli ktoś nie potrafi jej odnaleźć w bocznej uliczce gdzie żyje stado szpaków to, choćby go wysadzić w sercu Alaski nie odnajdzie jej także tam.
Chodźcie ze mną w ten poranek.
„wymyśliły nas grzyby i buki
i przeczeka nas krzak, najwyższy time, by sie z nim zlac
asana las”
Taki wspaniały wiersz Agaty Jabłońskiej przyszedł do mnie w Pełnię Grzybiarek. Pełnię żniw. Pełnię spadających liści.
Znowu myślę i gadam o tym wszystkim większym od nas, ode mnie, od internetów i jego algorytmów. Od polityki, wojen i autostrad. Od wiatraków, kopalni i atomówek. Fakt, że księżyc nabrzmiewa i wschodzi i nie potrzeba do tego ludzkich decyzji i woli - daje mi dużo nadziei. I poczucia bycia częścią.
Siedzę nad Wisłą. W 9 minucie wschodzi księżyc. Posłuchajcie tego. Gdzieś tam pędzą samochody, lecą samoloty. Nie słyszę tego całego hałasu. Ten odcinek wypełniony jest księżycem, parskaniem ognia, dźwiękami wody, bobrów i nocnych ptaków.
Chodźcie. Usiądźcie przy mnie nad brzegiem Wielkiej Rzeki. Przy ognisku.
Kiedy ostatnio zeszłyście, zeszliście z leśnej ścieżki w gąszcz? Tak po prostu. Bez planu, bez tezy, bez celu. Ja czasem tak robię i dzisiaj zabieram Was ze sobą. Dlaczego? Ano dlatego, że ten odcinek nie ma celu, tezy ani myśli przewodniej. Jest tak jak kocham najbardziej - dziko i nieprzewidywalnie. Nie wiem gdzie zajdziemy...
Może nad Wielką Mazurską Rafę Koralową? Rozwija się na wywróconych do jeziora olchach, brzozach i sosnach. Nie trzeba jechać do Egiptu ani Australii. Wystarczy zajrzeć pod powierzchnię jeziora... A może usiądziemy i popatrzymy na falowanie światła odbitego od tafli jeziora? Uwielbiam patrzeć na cienie fal muskające olchy na brzegu. A może nauczymy się życia od wyrzeźbionych przez wodę, słońce i wiatr kłód drzew? One są najlepszymi nauczycielkami bycia w drodze, trwaniu w cierpliwości i życia, które jest wystarczająco dobre (jak mówi Ryszard Kulik i ja się z nim bardzo zgadzam!)
Wszystko to opowiadam trochę na ucho, cicho i szeptem. A na koniec mikrofon zabierają mi dzięcioły a ja nie mam już nic do dodania...
Wspominane książki: Wystarczająco dobre życie, Ryszard Kulik, wyd Natuli
W nowym odcinku zastanawiam się czy wciąż potrafimy patrzeć, zauważać i przechowywać wspomnienia bez utrwalenia ich w "chmurze"? Czy potrafimy snuć opowieści z ust do ucha a nie tylko klikać lajki i cykać fotki? Z czym byśmy zostali gdyby nagle z powodu braku prądu zniknęły wszystkie elektroniczne „wspomnienia” - zdjęcia, filmy, nagrania?
Rozważam też kwestię komfortu w którym się mocno zatraciliśmy i z trudem przychodzi nam wyjście ze strefy wygody. Mówię o tym w kontekście jesieni, zimna, deszczu i szarości za oknem. Czy wychodzenie wtedy w Przyrodę jest łatwe? A może Przyroda jest dla nas tylko ładnym, sielankowym obrazkiem, który ogląda się tylko wtedy kiedy jest komfortowo? Może to część naszego postrzegania Przyrody która musi być taka jak chcemy a nie taka jaką sama chce być?
Idę przez Rozlewisko i mierzę je krokami i kroplami deszczu. Opowiadam o śpiących drzewach, które wywróciły się ostatnio do koryta i o tym, że jestem jesieniarą. Kocham ten czas. Chodźcie, może i Was to poruszy.
Wspominane książki:
- Byung Chul Han - Kryzys narracji, Społeczeństwo zmęczenia, Duch nadziei (wyd. Krytyka Polityczna)
- Ryszard Kulik - Wystarczająco dobre życie (wyd. Natuli)
Jezioro Płaskie, Puszcza Augustowska, rykowisko, lecące po nocnym niebie żurawie i gęgawy, puszczyk, sóweczka, rybołów, nurogęsi, perkozy i rozmowy w noc i od świtu.
To pierwszy odcinek w którym nie gadam sam do siebie ale nie jest to też rozmowa, do której możecie być przyzwyczajeni w podcastach. Bo to nie jest podcast - to jest słuchowisko. Więc wątki meandrują, dryfują, łapie je puszczyk albo zarykują jelenie. Jest o tym, dlaczego wbijanie gwoździ może zmienić życie, co zabija naukę i dlaczego tak bardzo jej ścieżki rozmijają się z sercem i intuicją ale też o ośmiu latach męskiej przyjaźni i skąd się ona wzięła. No i o pięknie, którego nie trzeba rozumieć tylko je czuć.
Pada kilka nieprzyzwoitych słów (z zachwytu) więc lojalnie uprzedzam.
Gotowe? Gotowi? To będzie długa noc i rześki poranek ;)
Chodźcie!
Pytanie które najczęściej mi zadajecie to: czy masz nadzieję i gdzie jej szukać w tych popieprzonych czasach. Wiele, wiele razy usłyszałem też, że jestem mało pozytywny i głoszę pesymistyczne poglądy. Wiele i wielu upominało mnie, że mam za mało "pozytywnych wibracji" i że powinienem szukać ratunku w psychologii pozytywnej. Mam alergie na te słowa.
Żyjemy w świecie, który wypiera wszelką negatywność i Innego. Jest tylko kult Ja i wszelkiej pozytywności. Chcemy być tylko zdrowi, tylko piękni, tylko bogaci i idealni. I tak się sprzedajemy wszędzie gdzie tylko się da. Kult pozytywności jest drogą, która jest jak zasłona dymna oddzielająca nas od niebezpiecznego i pełnego niespodzianek życia. Żyć, to wystawiać się na ryzyko - mówi bohater mojego odcinka, filozof Byung-Chul Han. Nadzieja jest niebezpieczna, ale jest przeciwieństwem lęku oraz kryje się w mroku, wtóruje mu moja ulubiona amerykańska eseistka i aktywistka Rebecca Solnit. Potrzebujemy zrozumieć co czujemy w związku z nadzieją i co ona naprawdę oznacza. Wydaje mi się, że wynika to z moich rozważań.
Jestem Wam winny ostrzeżenie - to godzina i 20 minut siedzenia na belocie siana i gadania i czytania i słuchania. Wierzę, że jesteście tu jednak właśnie z tego powodu.
Prosiłyście, prosiliście też o listę książek które wspominam:
- Byung-Chul Han - Duch nadziei, ale też Społeczeństwo Zmęczenia oraz Kryzys narracji (wyd Krytyka Polityczna)
- Rebecca Solnit - Nadzieja w mroku, ale też Matka wszystkich pytań, Róże Orwella (wyd Karakter)
- podcast Tomasza Stawiszyńskiego Skądinąd - bardzo polecam
Chodźcie, posłuchajcie.
Wędruję tuż za rogiem - przez osuszone torfowiska w Powsinie pod Warszawą. Opowiadam o niszczeniu lokalnego krajobrazu przez milionerkę z Australii, ale też o czaplach, dzikach i zauważaniu tego co pod stopami. Wędruję starymi i nowymi ścieżkami do znajomej wierzby, która jest domem dla wspaniałego "wodospadu" żółciaka siarkowego zwanego "kurczakiem z drzewa".
Nazywam się Daniel Petryczkiewicz. Jestem osobą piszącą i tworzącą opowieści. Nazywam siebie ambasadorem rzeki Małej i Rozlewiska. Pasjonują mnie sprawy lokalne, tutejsze, małe i pozornie nieznaczące. To nie jest podcast, to jest słuchowisko, które powstaje na drzewach, nad rzekami i mokradłami. Chodźcie ze mną i posłuchajcie.
O siedzeniu przy ognisku, słuchaniu Bobrów, potrzebie rewolucji mentalnej (a nie tylko energetycznej) i kontemplacji, która ma potencjał rewolucyjny.
Nazywam się Daniel Petryczkiewicz. Jestem osobą piszącą i tworzącą opowieści. Nazywam siebie ambasadorem rzeki Małej i Rozlewiska. Pasjonują mnie sprawy lokalne, tutejsze, małe i pozornie nieznaczące. To nie jest podcast, to jest słuchowisko, które powstaje na drzewach, nad rzekami i mokradłami. Chodźcie więc ze mną i posłuchajcie.
Dziś wspaniale pada deszcz więc ściągam buty i wędruję w mokrą łąkę, gdzie opowiadam Wam o tym dlaczego najbardziej skutecznym sposobem zatrzymywania wody jest maksymalne zachowanie jej tam, gdzie spada z deszczem (albo śniegiem). Opowiadam też o suszy, dezinformacji w tym temacie oraz raczę siebie i Was dzwiękami kropel spadających na drzewa, trawę i mech. Są też cieszące się z deszczu raniuszki!
Wierzę, że słuchowiska są jak bagna. Rosną i rozwijają się powoli. Nie przyciągają przypadkowych ludzi i nie są szybkim medium. Przez to, dużo wolniej się tu rozprzestrzenia zaraza populizmu i dezinformacji. Zasiedlanie przez trolle i boty jest wprost proporcjonalne do „szybkości” danego medium.
Nazywam się Daniel Petryczkiewicz. Jestem osobą piszącą i tworzącą opowieści. Nazywam siebie ambasadorem rzeki Małej i Rozlewiska. Pasjonują mnie sprawy lokalne, tutejsze, małe i pozornie nieznaczące. To nie jest podcast, to jest słuchowisko, które powstaje na drzewach, nad rzekami i mokradłami. Chodźcie więc ze mną i posłuchajcie.
O przedzieraniu się przez dwumetrowe pokrzywy i trzcinowiska, tańcu na wywróconych olszach, doświadczaniu suszy, docenianiu komarów i kleszczy oraz ćwiczeniu wyobraźni.
Nazywam się Daniel Petryczkiewicz. Jestem osobą piszącą i tworzącą opowieści. Nazywam siebie ambasadorem rzeki Małej i Rozlewiska. Pasjonują mnie sprawy lokalne, tutejsze, małe i pozornie nieznaczące. To nie jest podcast, to jest słuchowisko, które powstaje na drzewach, nad rzekami i mokradłami. Chodźcie ze mną.
W debiutanckim odcinku wchodzę spontanicznie na drzewo i nagrywam stamtąd dla Was słuchowisko. Jest o tym, dlaczego usunąłem Facebooka, dlaczego wchodzę boso na drzewa i na łąkę i dlaczego tam medytuję. Są też dźwięki deszczu, burzy i okolicy.
Nazywam się Daniel Petryczkiewicz. Jestem osobą piszącą i tworzącą opowieści. Nazywam siebie ambasadorem rzeki Małej i Rozlewiska. Pasjonują mnie sprawy lokalne, tutejsze, małe i pozornie nieznaczące. To nie jest podcast, to jest słuchowisko, które powstaje na drzewach, nad rzekami i mokradłami. Chodźcie ze mną.